Jak jeden dzień
Dokładnie rok temu, w sobotę 27 października, ukazał się mój pierwszy wpis na blogu. Zamierzchłe czasy! Ile się przez ten czas zdarzyło, ilu przyjaciół poznałem, ile przygód miałem. A wszystko minęło jak jeden dzień.
Rok z życia rudzika… Może wam, ludziom, wydaje się to krótko, ale tylko bardzo nieliczne rudziki dożywają siódmych urodzin. Słyszałem o jednym rudziku–pustelniku z Japonii, który uprawiał Zen, nie płodził jajek, nie jadł pająków tylko igliwie i zioła i podobno dożył 12 lat. Jest tylko jedno „ale”… rudziki w Japonii nie występują, więc to tylko piękna legenda. Tak naprawdę, ogromna większość rudzików ginie nie dożywszy pierwszych urodzin, jeszcze w wieku dziecięcym. Więc rudzikowy rok to jakieś 15 lat ludzkich… I to jeśli jesteś farciarzem.
A ja farciarzem byłem. Wielokroć, przez ten rok, znalazłem się na skraju śmierci, omal nie utopiłem się w Adriatyku, krogulec prawie ze mną wygrał w rosyjskiego berka, misiek już łykał ślinę na mój widok a kilka łysych ścierwników zakasywało duże pokrywy, żeby spuścić mi łomot. A ja zawsze o milimetr, o sekundę, w lewo, albo właśnie w prawo, trochę wcześniej, albo chwilę później. Zdarzyć się mogło, ale zdarzyło się nie mnie (pamiętacie Ryśka?). Na szczęście był tam las, na szczęście był wąwóz, chwalić Boga nie było drzew. Co by to było, gdyby nie krzak, nie karmnik, nie kupa liści… Na szczęście było już po pierzeniu, jakie szczęście, że było jeszcze przed obiadem…
Ciekawe, czy spotkani przyjaciele mieli tyle szczęścia co ja: pamiętacie popielicę Helenę i mopka Zenka? Łza się w oku kręci…
Więc jak by kto, z tej okazji, chciał mi życzenia złożyć – to proszę bardzo. Zapraszam na Fejsa.
No i kłaniam się Szymborskiej, skrzydłem do ziemi, po polsku… Broniewskiemu zresztą też.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski