Jesienna melancholia
Coś mnie nosić zaczęło, na miejscu ustać nie mogę… co przysiądę, to podfrunę. Szczególnie nocą to już w ogóle nie sypiam, tylko w gwiazdy bym patrzył. I coś mi tak na tęskną nutę w duszy gra; po głowie mi chodzą różne rzewne śpiewki, zanucę sobie, a potem tak w dołku mnie ściska tęsknota, że aż oko się nieraz zaszkli. Ale za czym ta tęsknota, jak ja od urodzenia w tym samym lasku mieszkam i się nigdzie z niego nie ruszam. Oj, chyba chory jestem.
O, znowu mi coś po głowie chodzi, jak się przyczepi, to do wieczora będę to podśpiewywał:
Rozszumiały się wierzby płaczące, rozpłakała się sikorka w głos,
Od łez oczy podniosła błyszczące, na rudziczy, na twardy życia los
Nie szumcie wierzby nam, z żalu, co serce rwie
Nie płacz sikorko ma, bo na wędrówce nie jest źle
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski
Rudzik, ale z ciebie romantyk! I o mnie piosenkę ułożyłeś! Może gdzieś się razem wybierzemy?
Ja tam domator jestem, sram na podróże!
Ciebie, gołąb, nikt nie zaprasza.
Daj se, Sikorka, spokój… Na amory przyjdzie czas wiosną! Jego niepokój wędrówkowy dręczy, zaraz do ciepłych krajów ruszy. No, czas już najwyższy, ostatnie rudziki właśnie opuszczają ojczyznę miłą.
Stary cap, a jeszcze zazdrosny…