Powrót do domu cz. I
Remus siedzi koło mnie i pogwizduje. W naszym rodzinnym gnieździe! Ale muszę opowiedzieć wszystko po kolei.
Okazało się, że Leo i Erkki utknęli z Remusem na granicy. No jeszcze wtedy nie wiedziałam czy to Remus czy Matti, więc leciałam do Szczecina z bijącym sercem. Po drodze, wszyscy mnie zaczepiali, myślałam, że mnie szlag trafi: „Pani chyba drogę pomyliła, na wiosnę to w odwrotnym kierunku”. Na początek próbowałam tłumaczyć, wyjaśniać, aż mi się w końcu przez zaciśnięty dziób wyrwało: „Migracja odwrócona. Słyszał pan, czy jak dziecku mam tłumaczyć?”. Poskutkowało. Każdy mądrego udaje: „Tak, tak, oczywiście, w takim razie szerokiej drogi”. Dzięki Wróbel, to ty mi o tym fenomenie kiedyś opowiedziałeś.
Ale wszystko nieważne! Dolatuję do granicy, a tu kolejki, zasieki, policja… Moja prapraprababka mi opowiadała, że jej praprababka o takich czasach wspominała. Ale wtedy o jakieś różnice bloków i nastrojów, czy rozstrojów chodziło… Dobrze nie pamiętam. W każdym razie szlaban w poprzek i basta – mysz się nie prześliźnie. Patrzę jednak, po drugiej stronie trzy rudziki stoją, a ten w środku to Remus! Mój Remusik! Więc podskakuję, skrzydłami macham, dziób drę, bo przejść nie mogę, nie puszczają. Remus mnie zauważył, uśmiechnął się i odmachał… poznał, na pewno poznał!
Dopiero potem mi Leo powiedział, że Remus, jak mnie zobaczył, skrzydłem go w bok trącił i mówi: „Zobacz jaka śliczna dziewczyna do nas macha, ciekawe, który z nas się jej spodobał”. On mu na to „Słuchaj kolego, istnieje taka możliwość, że to twoja żona”. Remus, się ponoć zasępił i mówi: „Zachowuje się trochę jak pomylona…”. „Pół roku myślała, że nie żyjesz, do swojego wdowieństwa zaczęła już przywykać, a teraz Cię odnalazła… Trudno jej się dziwić, że jest nieco rozchwiana emocjonalnie”. A Remus na to… przepraszam, nie mogę tego spokojnie pisać… Więc Remus na to: „Ale co ja mam zrobić, obcą babę, tak ni z tego ni z owego, jak swoją obściskać… jakoś głupio”. „Na razie nie masz tego problemu, bo nas nie puszczają.”
Taką oni sobie konwersację prowadzili, kiedy ja po drugiej stronie szlabanu z radości od zmysłów odchodziłam.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski