Rudzik Remus

Rudzik Remus

Powrót do domu cz. II

No więc tkwimy na granicy i Remusa nie chcą puścić. Leo i Erkki tłumaczą, że oni transport międzynarodowy, że Unia i konwencja Ramsarska, że prawo ptaków do swobodnej migracji… Ale urzędnik swoje: pandemia, stan epidemiologiczny, przepisy, kwarantanna… „Na miły Bóg, jaka kwarantanna? Przecież to nie ptasia grypa.” „Ptasia, nie ptasia, ale od nietoperzy, jedno z was latające nasienie.” Trochę go jednak to zbiło z pantałyku, bo poszedł o instrukcje do ministerstwa zadzwonić. Wraca i z bardzo srogą miną się pyta: „Panowie pieszo, transport kołowy czy lotniczy? Tranzyt, czy Polska jest miejscem docelowym destynacji?” „No my na skrzydłach… więc chyba… A jeśli chodzi o destylację, to my w Finlandii bardzo doceniamy osiągnięcia polskich producentów. Raz w Puszczy Knyszyńskiej, podczas migracji, żeśmy wielki cylinder z zacierem znaleźli, na skutek czego nam się przelot o dwa tygodnie opóźnił. Żona miała później nieuzasadnione pretensje, żem pijak. A myśmy tylko kulturalnie degustowali…”. Strażnik na to: „Co mi pan tu głowę zawraca. Jeśli ma pan dowód na przemyt przez granicę alkoholu w dużych ilościach to proszę zgłosić. Ja jestem straż graniczna, mnie przestępstwo nieuiszczenia akcyzy w granicach kraju nie interesuje”. Leo się trochę przestraszył: „Ależ broń Boże, żaden przemyt, myśmy degustowali na miejscu. Jeśli coś przez granicę, to tylko we krwi”. „We krwi można, byle bez awantur”. Tu się Erkki włączył: „To co będzie, panie oficerze, z przekroczeniem granicy?” „Na skrzydłach panowie mówicie, do lipca nie ma mowy, latanie uziemione. Rozporządzenie Rady Ministrów.” „No to w takim razie my możemy pieszo.” „Jak pieszo, to dwa tygodnie kwarantanny w azylu dla ptaków. Przy ZOO w Warszawie”. Tu nie wytrzymałam i się wtrąciłam: „Ależ panie władzo, za dwa tygodnie to już będzie po ptakach, to znaczy po lęgach. Ja męża w domu potrzebuję”. A on na to, wyobraźcie sobie: „Proszę sobie jaj nie robić”. Aż mnie zatkało, bezczelny szowinista.

Cóż było robić. W nocy chłopaki pod krzaczkiem agrestu przez zieloną granicę musieli śmigać. Dobrze, że straż graniczna nie ma w służbie kotów, tylko psy.

Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski

3+