Zeus
Doleciałem! No to trzeba się po okolicy rozejrzeć. Lecę i patrzę – góra jakaś wysoka. Boziuniu! Jaka wielka! Wierzchołek w chmurach schowany, a niebo wokół piękne, lazurowe! Żeby mi się tam chciało lecieć, to absolutnie nie, ale obowiązki są! Za last minute zapłaciłem – zwiedzać trzeba. Lecę zatem coraz wyżej, męczę się nie wiadomo po co… do chmury się zbliżam… ba, już w nią prawie wlatuję… A tu jak nie huknie! Błysk, grom, łoskot! I tu Ci, Gołąb, od razu rację przyznam co do zbawiennych skutków srania. Kleksa na kamieniu zostawiłem, od razu się lżejszy poczułem i w skrzydła… Gdzieś dopiero w połowie stoku obejrzałem się za siebie, a tam – spokój, cisza.
Ja tam drugi raz już nie polecę. Tam w chmurze coś mieszka i wcale nie chce, żebym wizytę mu składał, a ja prywatność szanuję. Zwłaszcza jak to coś takie potężne i gromami rzuca.
Tekst: dr Wojciech K. Nowakowski