Olimpiada, cz. I
Jedzenia mam w sumie pod dostatkiem, to mi się igrzysk zachciało. Zapytałem poznanego w Atenach wróbla, gdzie jest jakiś stadion, i wybrałem się pokibicować. Ale lipa! Mówię Wam. Przylatuję, patrzę, a tam ruina, a nie stadion. Nie to co u nas – Narodowy albo Śląski! I nie dość, że ruina, to jeszcze tłum człowieków się kręci, ale nie żeby jakiś mecz rozgrywali, tylko zdjęcia kamulcom robią. Chcę się czegoś dowiedzieć, bo przecież zamierzałem się rozerwać, więc do takiego z parasolem podlatuję – już się nauczyłem, że oni dużo gadają – i słucham. A ten mówi, że ostatnie zawody to się tu jakieś tysiące lat temu odbyły, że nawet najstarsze żółwie tego nie pamiętają i że wtedy to zupełnie inne dyscypliny były – ani piłki nożnej, ani siatkówki, ani tenisa, ani kolarstwa, ani niczego z tych rzeczy, tylko boks, i to całkiem inny. Najlepsze, że podobno nawet maratonu nie było, a wiadomo przecież, że to narodowa i historyczna dyscyplina sportowa Greków… Nic nie rozumiem, ale sprawie muszę się przyjrzeć, bo te człowieki to kompletnie pokręcone są, że aż ciekawość bierze.
Tekst: dr Wojciech Nowakowski i dr Jarosław K. Nowakowski
No to się „przyglądaj”! Ja na razie nic nie mówię, tylko z ciekawością będę czekał na wyniki Twojego dochodzenia w tej sprawie.
A ja sram i na kamulce, i na ruiny, i na stadiony. Nowe czy stare, mnie za jedno – omnipotentny jestem.
Odkąd Remus na wyprawę ruszył i tyle historycznych miejsc odwiedza, też się geografią i historią zaczęłam interesować. Wszystkie moje koleżanki ze szkoły o twoich przygodach, Remusie, na blogu czytają. A ja nawet na drzwiach plakat z tobą mam. I powiem Ci, że ty powinieneś w przyszłym roku do Rzymu ruszyć, swoich korzeni poszukać. Twoje imię przecież nie z ludowej klechdy pochodzi, nie polskie ono, ale starożytne, legendą o powstaniu Wiecznego Miasta naznaczone. Czyż to nie twój przodek, rudzik wykarmiony przez wilczycę, wiosną, w kwietniu 753 roku p.n.e. na wzgórzu Awentyńskim terytorium założył i przed obcymi rudzikami bohatersko go bronił, aż do śmierci z rąk krwawego krogulca Romulusa?!
Chylę czoła przed wiedzą i elokwencją młodej damy. Przywraca mi to wiarę w młodzież!
Coś z tą wiedzą to tak umiarkowanie. Przecież powszechnie wiadomo, że Romulus i Remus byli braćmi bliźniakami, więc jeden nie mógł być rudzikiem, a drugi krogulcem.
I tu się koleżanka myli! Jak Remus pozwoli, to całą historię na jego blogu wkrótce wam wyłożę.
Dobrze, Wróbel, następny post jest Twój. A ja Wam na koniec powiem, jak jest naprawdę.