Zwyczajne życie
Padam z nóg! Życie rodzinne to wspaniała rzecz, ale chciałbym się w końcu wyspać. Nawet o moim blogu zapomniałem. O wycieczce na Bukowo, którą planowałem jeszcze w Grecji, nie ma nawet co marzyć. Tyram od rana do wieczora, żeby koncertami dorobić. Pierwszy koncert jeszcze przed wschodem słońca, w dzień trochę czasu na ogarnięcie spraw i wieczorem znów długie koncertowanie, do domu to już całkiem po ciemku wracam. Nie powiem, wyśpiewałem sobie ładną działeczkę, krzaki gęste, paprocie już kiełkują, na środku zwalony, spróchniały pień i piękny widok na jezioro. Bajka! Zresztą działeczka i moja Zośka, nie tylko mnie się spodobała, więc paru natrętnym sąsiadom, co się do niej przystawiali, musiałem dziobem po łbie dać. I teraz mam spokój.
Gniazdko mamy super, dokładnie gdzie nie powiem, bo diabeł wie, kto tego bloga czyta, a Zośka tam teraz na jajach siedzi. Wolę nie ryzykować. Zresztą, powiem szczerze, gniazdo to głównie jej zasługa. Taką wyściółeczkę super wychodziła – niech się misiek z Bieszczadów schowa. Głównie korzonki i sierść zdechłego kota. Kot trochę śmierdział, więc ja przepraszam, nie dawałem rady, ale Zośka się uwzięła, bo gdzieś w babskim piśmie przeczytała, że kot dobry na korzonki. Korzonki już były, wystarczyło trochę kota na wierzch wpleść i faktycznie mięciutko, wygodnie, ciepluteńko – cycuś malina.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski
Hej, Remus! Chyba przegapiłeś, że to twój 50-ty post na tym blogu. Winszuję. A tak przy okazji – widzę, że Zośka całkiem weszła Ci na głowę. Mam nadzieję, że jak się rozkoszami życia rodzinnego nacieszysz, to jeszcze wrócisz do regularnego pisania bloga.
Ja tam sram na rodzinę, co mi zresztą moja stara ciągle wypomina.
Dzień dobry, chciałem się przedstawić. Zamieszkałem w trzcinach przy jeziorze, więc będziemy sąsiadami. Nazywam się Trzcisław, żony jeszcze nie mam, ale działkę szeroką zająłem z wygodnym dostępem do wody i śpiewam bardzo przystojnie od rana aż do popołudnia, więc liczę, że się wkrótce jakaś piękna ptaszynka skusi na takie luksusy.