Anioł!
To, co teraz opowiem, zaraz na początku mojej podróży się zdarzyło. Lecę ci ja sobie, od czasu do czasu nawołując się z kumplami, aż tu nagle koło mnie pojawia się coś niezwykłego – niby mysz, ale ze skrzydłami! Myślę sobie, że za wysoki pułap złapałem i zbyt blisko spraw transcendentalnych się znalazłem. Jak nic, mysi anioł… albo diabeł. Trochę mi się nieswojo zrobiło, więc półdzióbkiem przez lewe skrzydło spluwam. Gość musiał jednak zauważyć i aż zachichotał. „Za diabła czy za samą śmierć mnie wziąłeś?” – pyta. Apteria mi ścierpły, myślałem, że to moja ostatnia godzina, więc bąkam coś, że na mnie jeszcze czas nie nadszedł… A on na to, że Zenek się nazywa, że Mopkiem jest, że też na południe, ku cieplejszym klimatom leci. Jak on tak, to ja też uprzejmie się przedstawiam i mówię, że do Grecji się wybieram, że wielkiego doświadczenia w globtroterce jeszcze nie mam i takie tam. Rozmowa się rozwinęła na dobre. Myślałem, że ciekawego towarzysza na długie noce lotu będę miał, ale się okazało, że kolega Zenek aż tak daleko się nie wybiera, czarterem, najwyżej jakieś 300 kilometrów zamierza zrobić i na tym poprzestać. Jednak najciekawsze jest to, że gość, podobnie jak Helena Popielica, zamierza hibernować. To ja nie rozumiem! Jak odlatuje, to mógłby ze mną do Grecji lecieć, a jak mu jeszcze za zimno, to do Izraela albo Egiptu; a jak zamierza w jaskini zimę spędzić, to po co energię marnuje na latanie? Niezwykłe stworzenie, całkiem oderwane od rzeczywistości, no po prostu nie z tego świata – Anioł! Normalnie Anioł.
Tekst: dr Wojciech K. Nowakowski