Remusa pierzenie – blaski i cienie
Sikorka oczywiście miała rację, to nie było żadne łysienie, tylko pierzenie. Pióra już nie tylko mi wypadają, ale zaczęły też rosnąć nowe. Ja owszem, już się w życiu pierzyłem, ale za pierwszym razem nie było to takie frustrujące. W zeszłym roku zmieniałem tylko pióra na ciele, żeby przestać wyglądać jak pstry szczeniak. Z każdym piórkiem przybywało mi rudej piersi, czułem się ważny, doroślałem. No i latać mogłem swobodnie, bo lotki w skrzydle i sterówki w ogonie pozostawały na swoich miejscach. A to teraz – czysta rozpacz. Wszystko mnie swędzi, latam jak łamaga, wczoraj niewiele brakowało, a bym w drzewo rąbnął, bo mi się zapomniało, że w odmiennym stanie jestem i gazu za dużo dodałem. Zresztą latanie mnie męczy, namacham się skrzydłami góra-dół, a powietrze mi przez dziury w piórach przecieka. Jeszcze na dodatek znów jestem wiecznie głodny… O Wielki Łabędziu! Ile to jeszcze potrwa?
Tekst: dr Wojciech Nowakowski i dr Jarosław K. Nowakowski