No i poleciała!
Od kilku dni Zośka głowę mi suszy, że czas o sobie pomyśleć, że na wyraj trzeba się wybrać, że wszystkie jej znajome rudzikowe już na trasie, że jej się Morze Śródziemne marzy. Zajęty akcją w obronie Amazonii byłem, każdego wieczoru ze zmęczenia z nóg lecę. Więc zbywałem to babskie gadanie, mimo uszu je puszczałem, coś tylko niewyraźnie, na odczepnego, bąkałem: „że tak, że owszem, że jutro”. No więc wczoraj, jak koło mnie usiadła, w niebo spojrzała i coś tam znowu o wędrówce szczebiotać zaczęła, wiele się nie przejąłem. Zanim mi dziób na pierś opadł, taka mi tylko myśl przez głowę przemknęła: „Kawał baby się z tej mojej Zośki zrobił, kiedy koło mnie na gałązce siadała, to pod ciężarem aż chrupnęło”. I tyle pamiętam.
Rano się budzę, rozglądam, nikogo. Zacząłem się niepokoić, latam, szukam, nie ma. Wtedy zięba, co go złośliwie coelebs (z łaciny, bezżenny, wdowiec) nazywamy, bo go żona dwa tygodnie temu zostawiła, podleciał i się pyta, czego szukam. Więc mówię, że mi się gdzieś żona zapodziała. A on na to: „Drogi Panie, pańska żona wczoraj w nocy na wędrówkę ruszyła. Jak żeś Pan spał”.
To by się nawet zgadzało – myślę sobie. Od dwu tygodni Zośka tłuszcz na wędrówkę odkładała, a ja się, głupi, dziwię, że gałązki pod nią trzeszczą.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski
Przez wzgląd na twoje uczucia nic nie powiem, ale moją filozofię znasz.
A ja powiem. To żeś, Remus, małżeństwo przesrał. A dobrą kobitę miałeś. Ale jej się nie dziwię, od dłuższego już czasu twoje zachowanie obserwuję i się jej nie dziwię.
Przesrałem!? Owszem, trochę mi przykro, że jej dzioba na „do widzenia” nie dałem, ale bez przesady.
Ty, Remus, twardziela nie udawaj. Jakie „do widzenia”? Chyba taki naiwny nie jesteś, żeby sądzić, że Zośkę jeszcze w życiu zobaczysz. Albo ptakinek nie znasz. Bardzo trudno nam rodzinę porzucić, ale jak dojdzie co do czego, to odwrotu nie ma.
Chciałam tylko nadmienić, że chwilowo jestem wolna.
Obawiam się, droga Gołebiowo, że zaszło nieporozumienie. U małych ptaków, ptakinki z reguły niezależnie od swoich mężów na wędrówkę się udają. Dopiero wiosną, po powrocie, koło zeszłorocznego gniazda się oboje schodzą.
Ja mojej ukochanej czasem dwa lata nie widzę, po morzach samotnie wędruję, ale potem… kiedy się na naszej wyspie zlecimy… jakżeż spotkanie słodko smakuje.