Całą ostatnią noc na skrzydłach, więc jak tyko świtać zaczęło, rozglądam się za jakimś spokojnym miejscem, żeby coś zjeść i powczasować. No i jest! Park w środku miasta, sporo liści pod drzewami, krzaczki, trawniki. Więc zlądowałem, przeciągam się, zdrętwiałe skrzydła prostuję, a tu nagle, nie wiadomo skąd, rzeka człowieków wali! A wszyscy jacyś tacy gładsi niż zwykle. Trochę się przestraszyłem, że może wstęp ptakom do parku wzbroniony, albo co… Ale nie. Człowieki uśmiechnięte, śpiewają, swoje młode na plecy powsadzali i chorągiewkami machają. Coś krzyczą – ale nie do mnie. Podleciałem do góry, tłum zewsząd leje się ulicami – flagi, kwiaty, kotyliony… A wszystkie biało-czerwone! Myślę sobie, zlecę niżej, posłucham, o co chodzi.
Na początek nic nie mogłem zrozumieć, ale potem widzę – jakieś grupki stoją oddzielnie, jedni krzyczą: „Konstytucja!”, a drudzy: „Rudzi na Madagaskar!”. Trochę mnie zatkało – że niby ja?
I dlaczego na Madagaskar? Ale czasu na dywagacje nie miałem, bo mnie tłum porwał, a tam wszyscy radośnie: „Niech żyje Polska!” albo „Chwała bohaterom!”. I wtedy jak orkiestra od ucha nie przytnie Mazurka Dąbrowskiego, wszyscy na baczność, więc ja też na ławce pierś wypinam i skrzydłem salut daję. Pięknie! Wzruszająco! Ale o co chodzi dokładnie, nie wiem.
Tekst: dr Wojciech K. Nowakowski i dr Jarosław K. Nowakowski
Dziś te człowieki stulecie odzyskania niepodległości obchodzą. Wyobraź sobie, Remus, jakby cię po wielu latach z klatki wypuścili, to byś się nie cieszył? Święta byś nie obchodził?
Z tym Madagaskarem to był taki film, ale o pingwinach, a nie o rudzikach. Musiało się im coś pomylić.
Bzdury! Na Madagaskarze żadnych pingwinów nie ma, najbliżej kuzynów mam na Przylądku Dobrej Nadziei w Afryce, ale to parę tysięcy kilometrów.
Czasami człowieków trudno zrozumieć.