Jestem od dwu dni na Akcji Bałtyckiej, na Helu. Pomagam, jak mogę, nauczyłem się ptaki z sieci wyciągać, wystarczy podlecieć z drugiej strony, dzióbkiem za sieć nad schwytanym ptakiem złapać i silnie pociągnąć do góry, żeby się tak zwana półka na drugą stronę wynicowała. To najczęściej pomaga, pacjent wyturlowuje się z sieci i po krzyku. No chyba że się mocno zaplątał, głowę po trzy razy przez oczka sieci poprzekładał, no to już wtedy tylko człowieki mogą pomóc. Chodzą tacy co godzinę, wszystkie sieci przepatrują, krzywdy nie robią. Chociaż, jak taki podejdzie, w łapska jak dwie łyżki od kopary ucapi – no to powiem szczerze i mnie trochę strach. Ale za trzecim razem to już się bardzo nie denerwowałem.
No i właśnie okazało się, że również panna Zofija na Hel zaleciała i bęc, zaraz w pierwszą sieć się złapała. Trochę była splątana, zresztą obrączkę chciała dostać, to jej nie wyciągałem. Przysiadłem na gałązce i, żeby jej się czas nie dłużył, trochę żeśmy gawędzili. Wieczorem było ognisko, na gitarze jeden taki człowiekowy grał, no i właśnie… bo chciałem ogłosić, że od tego grania i w ogóle… jakoś tak wyszło… A w ogóle był dobry omen, bo ja mam obrączkę 3456, a ona 6543 – to jakby dwie połówki. Koniec końców, żeśmy się zaręczyli.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski
Świnia! Przez ognisko się zaręczył?! Wierszyki wysyłał, słodkie słówka szeptał, magnesiki kupował… A matula mnie ostrzegała: „Córeczko kochana, nie wierz nigdy mężczyźnie, bo to smaczny słonecznik maczany w truciźnie”.
Na mnie możecie liczyć, Remus. Tak was na szczęście upstrzę, że żadna bieda wam potem w oczy nie zajrzy.
Cenię twoje dobre chęci, ale z tym upstrzeniem, Gołąb, to niekoniecznie.
Powiem, Remus, to żeś numer wyciął. Ja tam wielkim fanem twojej pierwszej dziewczyny nigdy nie byłem, ale tak bez ostrzeżenia, publicznie ją porzucić – nie za ładnie, przyjacielu.
To było jak grom z jasnego nieba! Są sytuacje, które nie wymagają wyjaśnień.
Dobrze wiesz, o czym mówię! Tchórz cię obleciał przed rozmową i tyle.