Od miesiąca prowadzę badania nad korzeniami mojego kultu na Akcji Bałtyckiej i oto do czego doszedłem. Najpierw udało mi się odnaleźć pożółkły ze starości rękopis nieznanego autora zatytułowany „Zeszyt załoganta”. Rękopis jest datowany na początek lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Zawarty w nim opis okresu wielkiej smuty na Akcji Bałtyckiej rzuca nowe światło na to zagadnienie. Posłuchajcie:
Wielkie bezptasie panowało wówczas na Akcji Bałtyckiej tak, że kto przyniósł rudzika z obchodu uważał się za wyróżnionego, a kto bogatkę – dumny chodził przed innymi za lepszego się mniemając. A niektórzy zaczęli szemrać, że kierownik obóz w złym miejscu urządził, bo ptaki innymi drogami do wyraju pielgrzymują. I przeciw Przemysławowi występowali. I powiedział im Przemysław: „Baczcie, niewdzięczni, co mówicie, abyście potem, z nadmiaru ptaków, nie płakali wielkim głosem. Nie bluźnijcie przeciwko Akcji, która was konserwą nakarmiła!”. Ale oni szydzili z niego mówiąc: „Założyłeś Akcję, ale ptaków nie umiesz ku nam wywieść. Do rzyci jesteś kierownikiem i nowego sobie wybierzemy.” I zasmuciło się serce Przemysława i ucieszyło się serce jego nieprzyjaciół.
Kiedy nastał czas nocnego obchodu w owym sądnym dniu, na niebo krwawy wielki księżyc wzeszedł i struchlały serca załogi. Ale inni tym mocniej bluźnili: „Nie przestraszą nas twoje czary, Przemysławie, a koniec twojego panowania bliski. Nie trzeba nam kierownika, my jesteśmy sól tej ziemi. W głosowaniu będziemy decydować gdzie siatki stawiać.” W tej strasznej godzinie podniósł się wicher okrutny i przyniósł od morza rudziki, i zrzucił je na obóz z obu jego stron na dzień drogi, i pokrył nimi wszystkie siatki na dwa łokcie. Ludzie byli na nogach przez cały dzień, przez noc i następny dzień, i zbierali rudziki. Kto mało zebrał, przyniósł najmniej dziesięć koszy. I rozłożyli je wokół namiotu kierownika a ten obrączkował bez przerwy, aż z sił opadł i musiano go karmić wyrobem czekoladopodobnym. I nie jeden wspomniał słowa Przemysława i gorzko zapłakał. Trzeciego dnia nalot ustał i nikt już nie bluźnił mówiąc, że na Akcji brakuje ptaków. Od tej pory czcią otaczali Przemysława.
Autor kończy swój opis dającą do myślenia konkluzją: „I tak dzięki rudzikom wielka smuta na Akcji została zakończona.”
Po przeczytaniu „Zeszytu załoganta” miałem już jasność, że wielki nalot rudzików, który uratował władzę praworządną przed wielką rabacją załogi, był początkiem wiary we mnie. Wielkie naloty ptaków zdarzały się zresztą i później wielokrotnie, o tym mi nawet dziadunio w gnieździe opowiadał.
Ale to nie koniec moich odkryć. W następnym odcinku opiszę co przyniosły moje badania archeologiczne.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski
Polskie wybrzeże Bałtyku jest miejscem krzyżowania się wszystkich trzech głównych szlaków wędrówkowych ptaków w Europie. Przez Pomorze wędrują dosłownie miliony ptaków. Na przyjezdnych z śródlądzia robi to faktycznie ogromne wrażenie.
A ty, Pingwin, skąd możesz o tym wiedzieć, skoro z tej twojej krainy wiecznej zimnosmuty nigdy dzioba nie wychynąłeś?
Wyobrażenia niektórych, że „żeby wiedzieć – trzeba widzieć”, są doprawdy rozbrajające. Straciłaś sikorka okazję, żeby się nie kompromitować.
Na zaczepki pingwina nie będę odpowiadać, bo to poniżej mojej godności. Ale ty, Remus, „wielki uczony”, też całej prawdy nie napisałeś. Największe naloty robią bogatki, a wasze rudzikowe można nazwać co najwyżej „nalocikami”.
Modraszki też potrafią nieźle przycisnąć.
A zięby, a raniuszki, a sosnówki to nie? W tym roku na Bukowie mysikrólików jest tyle, że już wolnych miejsc na gałązkach zaczyna brakować. Podobno rząd ma montować dodatkowe gałązki polowe.
Twoja teoria, Remus, faktycznie trzyma sie kupy. Opowieść o owym nalocie została później podniesiona do poziomu legendy Akcyjnej dającej legitymizację niebios kierownikom. A właśnie rudzik były w tej legendzie emanacją woli i karzącej ręki niebios. Rudziki zaczęto bić na znaczkach i dalej poszło już z górki. Myślałeś o napisaniu doktoratu? To zagadnienie daje wielkie możliwości. Proponuję temat: „Rola legendy i wyobrażeń zwierzęcych w utrwalaniu wczesnych form autorytaryzmu, na przykładzie pierwotnej kultury Akcji Bałtyckiej”. Katedra Narzędzi Władzy w Instytucie Politologii Ogólnej i Historycznej. Mógłbym być twoim promotorem, gdybyś się zdecydował.
Mnie tam na tytułach nie zależy.
Srać na tytuły, ale stypendium dostaniesz. Nad tym to bym się, Remus, poważnie zastanowił.
I nowe gniazdo można by pobudować.
Z widokiem na morze. Willa w kolorze lazurowym.
Chyba nie wiecie dziewczyny o czym mówicie. To nie USA. Za stypendium doktoranckie, co najwyżej, można skrzynkę dla ptaków z dziurawym daszkiem wynająć.
I to z trocinobetonu, najwyżej. Nie żadne drewniane luksusy.
My tu z Remusem o wyżynach myśli ptasiej rozmawiamy, a ci o trocinobetonie. Znam Was od dwu lat i jeszcze do tego prostactwa przywyknąć nie mogę.
Żeby można było po „wyżynach myśli” krążyć, najpierw trzeba brzucho napchać. Ale o tym Panowie Wielcy Naukowcy już nie myślą… Tym się prostactwo ma zająć.