Dalej przeżywam swoją traumę i mnie myśli ostateczne nachodzą… Bo widzicie, ja tu do Wielkiego Łabędzia ćwir dziękczynny wznoszę, ale czy to wystarczy? Tak myślę, czy mnichem nie zostać, między ptaki nie lecieć i nie zacząć głosić śpiewem dobrej nowiny, za uratowane życie w ten sposób dziękując?
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski i dr Wojciech Nowakowski
2+
A co Zośka na to?
Jakiś pastylki na depresję mi pod dziób podsuwa.
Moim zdaniem to nie depresja, tylko choroba dwubiegunowa. Raz chcesz więcej czasu z rodziną spędzać, za chwilę życie mnicha wieść. Rozchwiało Cię, Remus, emocjonalnie.
Typowe objawy stresu pourazowego. Kaczki na to często zapadają po jesiennych polowaniach na ptactwo.
Nietrafione porównanie. Ja działam ewolucyjnie, a myśliwi losowo. Zresztą nigdy populacji ofiar do szczętu nie wytępię, bo wcześniej sam głodem przymierać zacznę. A człowiekom, owszem, już niejeden gatunek polowaniami do zagłady udało się doprowadzić.
O przepraszam, my też selekcję słabszych sztuk prowadzimy i o stan populacji dbamy.
Nie rozśmieszaj mnie, człowieku. W stosunku do ssaków kopytnych, to jeszcze można dyskutować. Ale ptaki na przelocie? Stan populacji? Selekcja? Niby po czym?
Zaraz usłyszymy, że myślistwo ptasie to stara tradycja. Może i tradycja… taka sama dobra, jak ta, żeby żonę kijem łoić.