Jeszcze wczoraj nic nie zapowiadało tragedii, wręcz odwrotnie. Rano u Trzcinniczków wykluło się pierwsze pisklę, a po paru godzinach drugie i trzecie. Trzcisław i Trzcinka promienieli radością. Czwarte jajo zaczęło już pękać, spodziewali się, że lada chwila będą mogli powitać na świecie całą szóstkę. Ale kiedy odwiedziłem ich wieczorem w gnieździe były tylko dwa pisklęta, a dziś rano zobaczyłem, że zostało jedno. Chyba to, które wykluło się pierwsze. Bardzo są oboje zrozpaczeni, że tyle pociech przepadło! Nikt nie wie, co mogło się stać, czy powypadały z gniazda, czy je ktoś uprowadził? Tragedia! Składam wyrazy współczucia!
Ale życie toczy się dalej. Jak to w takich sytuacjach bywa rodzice całą uwagę poświęcają teraz jedynakowi – żeby zapomnieć o stracie i żeby chociaż tego jednego syna wyprowadzić! Dali mu na imię Stach. Trzcinka chciała bardziej tradycyjnie, Trzcinek, ale Trzcisław się uparł. Będę trzymał kciuki. Ale mam złe przeczucia – jeśli pięć piskląt zginęło w pół dnia, to obawiam się i o tego ostatniego… Tfu-tfu, na kota urok, obym nie zapeszył! Nie będę mówił, a nie mówiłem… To nie był dobry pomysł z tym gniazdowaniem tak na otwartej przestrzeni…
Tekst: dr Wojciech Nowakowski
Szkoda, wielka szkoda…
Uczczę tę stratę minutą ciszy.
Fatalna sprawa, ale sytuacja jest jakby skądś znajoma – może by wszcząć dochodzenie?
Ja nie mam z tym nic wspólnego! Absolutnie nic! Ja nawet nie wiem gdzie ci Trzcinniczkowie mieszkają, a poza tym to miałabym do nich za daleko, spod Koszalina jestem.
Uderz w stół, a nożyce się odezwą.
To są pomówienia, proszę o dowody, albo spotkamy się w sądzie!