Rany Julek, zima wróciła. Wczoraj zlądowałem na Kaszubach, na samym południu. Światła Kościerzyny na północy widzę, do domu jeszcze z 50 kilometrów, ale radość mnie już rozpiera. Tylko to lodowate powietrze uczucia studzi. Do rana było jeszcze kilka godzin, wiec przycupnąłem na wywalonej karpie świerka, spuszyłem pióra i czekam. Rano szok – wokoło śniegiem przyprószone, słońce wstało, ale cieplej się nie zrobiło, północny wiatr przenika aż do kości. No nic, myślę, zimno, nie zimno, trzeba w rodzinne strony wracać. Poderwałem się i skrzydłami co sił wiosłuję, ale co ja do przodu, to prawie tyle samo wiatr do tyłu. Nad otwartym polem się znalazłem, a tu jeszcze gorzej. Jakieś gospodarstwo widzę, wiec na dachu przysiadłem i się trzęsę. Nagle patrzę, a tu wielkie stado drozdów pruje na południowy zachód. Na południowy zachód!! A za nimi zięby suną. Myślałem, że ich nawigacja zawiodła, więc krzyczę, żeby zawracali. A oni, z góry, żebym się z nimi zabierał, że epoka lodowa nadchodzi i oni do refugiów wracają. Jakie refugia? Nic nie rozumiem.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski
Niezmiennie mnie, Remus, bawisz. Zima? W dzień 4 na plusie i słoneczko? Dla mnie to pełnia lata! Dobrze, że rześki wietrzyk od upałów chłodzi.
Drozdy to panikarze, nie przejmuj się, Remus. W czasie wiosennej wędrówki, często zdarza się, że ptaki o słabych nerwach, przy chwilowym załamaniu pogody, zawracają i lecą kilkadziesiąt kilometrów ku zimowiskom. A potem, jak się pogoda poprawi – z powrotem. Ale, żeby o refugiach paplać, to już przesada. Owszem, zmiany klimatu są, ale idą w przeciwnym kierunku.
Ciągle nie wyjaśniłeś, co to jest to refugium.
W epoce glacjalnej, kiedy niemal cały kontynent pod lodem przygnieciony jęczał, na południu zostały małe skrawki pełne życia. Tam nasi przodkowie epokę lodowcową przetrwali i tam teraz na zimę ich potomkowie wracają.
Dla mnie bajka! Nigdzie się ruszać nie muszę, co obiad w południe w jedną stronę przeleci, to wieczorem kolacją wraca.