Wróbel, drogi przyjacielu! Twoje wywody funta kłaków nie są warte, ponieważ moje imię nie ma rzymskich korzeni, ale z kaszubskiej literatury pochodzi. Moja mama, rodowita Kaszebka, ponad wszystko kochała książkę „Życie i przygody Remusa” Aleksandra Majkowskiego. Obszerne fragmenty znała na pamięć i wyśpiewywała mi je w gnieździe do poduszki. I to właśnie po bohaterze książki mam imię Remus. To był potomek kaszubskich olbrzymów golemów, ale jego nie wysoki wzrost wyróżniał, ale wrażliwość i dobroć. Wędrował w podartej, modrej kapocie po całych Kaszubach od jarmarku do odpustu, a na swej taczce-kramiku wiózł książeczki do nabożeństwa, baśnie i śpiewniki, prostym ludziom radość niosąc. Uważano go za pomylonego, ale to dlatego, że więcej niż inni ludzie widział i czuł. I mocno wierzył w baśnie.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski
Coś mi się tu, Remus, nie zgadza. Przecież pisałeś o przodku, śpiewaku w ogrodach Nerona.
Jasne, ale to ze strony ojca.
To jeszcze piękniejsza historia niż ta z założeniem Rzymu. Zaraz siadam do czytania „Życia i przygód Remusa”.
To żeś się, wróbel, wygłupił. Zresztą nawet tę historię o powstaniu Rzymu poprzekręcałeś. Krogulce inaczej ją opowiadają. Na stare lata rudzik Remus zdziwaczał, materiał gniazdowy Romulusowi podkradał, krogulcową próbował zbałamucić. W końcu, doprowadzony do ostateczności Romulus linię naokoło Palatynu narysował, prosząc, żeby przyjaciel jej nie przekraczał. Ten nic sobie z tego nie robił, dalej w szkodę właził – koniec końców, za naruszenie miru domowego został skazany na zjedzenie.
Dokładnie tak. A sławne zdanie brzmiało: „Sic deinde, quicumque alius transiliet moenia mea!”, czego w żaden sposób nie można przetłumaczyć tak, jak Wróbel to zrobił. Raczej „Niechaj tak zginie każdy, kto przez mury moje przejść się odważy!”.
Za dużo, panowie, człowiekowych legend się naczytaliście. A tam błąd na błędzie. To może będziecie twierdzić, że Romulus i Remus człowiekami byli, których wilczyca wykarmiła?!
Co to, to nie! To są oczywiście wierutne bzdury.