Doleciałem! No to trzeba się po okolicy rozejrzeć. Lecę i patrzę – góra jakaś wysoka. Boziuniu! Jaka wielka! Wierzchołek w chmurach schowany, a niebo wokół piękne, lazurowe! Żeby mi się tam chciało lecieć, to absolutnie nie, ale obowiązki są! Za last minute zapłaciłem – zwiedzać trzeba. Lecę zatem coraz wyżej, męczę się nie wiadomo po co… do chmury się zbliżam… ba, już w nią prawie wlatuję… A tu jak nie huknie! Błysk, grom, łoskot! I tu Ci, Gołąb, od razu rację przyznam co do zbawiennych skutków srania. Kleksa na kamieniu zostawiłem, od razu się lżejszy poczułem i w skrzydła… Gdzieś dopiero w połowie stoku obejrzałem się za siebie, a tam – spokój, cisza.
Ja tam drugi raz już nie polecę. Tam w chmurze coś mieszka i wcale nie chce, żebym wizytę mu składał, a ja prywatność szanuję. Zwłaszcza jak to coś takie potężne i gromami rzuca.
Tekst: dr Wojciech K. Nowakowski
A nie mówiłem!
Ty, Remus, Ty żeś na Olimp poleciał. A tam – stryj w starożytnych księgach wyczytał – Zeus gromowładny mieszka, to by się zatem zgadzało!
Rudzik piorunem grillowany, po grecku… hm, ja tam jednak tradycjonalista jestem, przy tatarze zostaję.
Radzę, Remus, uważaj na siebie, lepiej do domu wracaj, w końcu uchodźcą przed zimą jesteś, a nastroje niepewne.
Och, wracaj, wracaj!