Nie pisałem kilka dni. Nadrabiam więc zaległości. Ledwie ruszyłem w drogę, a tu patrzę – jacyś ludzie siedzą w lesie w namiocie z moją podobizną. No i tak się zapatrzyłem, że trach, w sieć wpadłem i wiszę. Rany Julek! Po mnie, pasztet ze mnie zrobią! Ale potem myślę – przecież to nie Francja, w Polsce pasztetu z rudzików nie robią. Ha! Ale teraz Unia Europejska jest, granice otwarte, Francuzi mogli przyjechać i koniec ze mną – tak sobie wiszę i dywaguję.
Nie minęło kilka minut, a tu w moją stronę podąża jakaś śliczna dziewczyna! Myślę, no, no… muszę piórka napuszyć. Ona mnie paluszkiem po brzuszku, sieć znizuje, delikatnie, z czułością – na chwilę o pasztecie zapomniałem. W wygodnym, bawełnianym woreczku mnie schowała i obiecała, że krzywda mi się nie stanie. Wierzyć, nie wierzyć, przecież to człowieki. Ale z drugiej strony – taka miła była, może będzie dobrze. Tak się pocieszam, a tu nagle woreczek się otwiera, jakaś wielka dłoń cap, mnie wyjmuje – inna dziewczyna, ale ta poważna. Ogląda mnie ze wszystkich stron. „Młody”, mówi. Jaki młody? Pięć miesięcy już mam skończone! Założyła mi lśniącą obrączkę… Dobrze będzie, myślę, przecież jakby miał być pasztet, to obrączki by nie kładła, żeby potem zęba nie złamać.
Nie mogę pisać dalej… Wspomnienia wróciły jak żywe. A przecież już dwa tygodnie minęły. Dokończę, jak się uspokoję.
Tekst: dr Jarosław K. Nowakowski, Marta Dymarczyk i Michał Starke
Ciotka mi mówiła, że te człowieki, co w sieci łapią – dobre są.
Te człowieki nazywają się ornitologi i robią badania, żeby wiedzieć o nas więcej i móc nas chronić przed innymi złymi człowiekami.
Ten to jakby się nie pomądrzył, to byłby chory!
Mam wiedzę i nie wstydzę się tego!
Srać na wiedzę.
Gołąb, nie przeginaj! To jest strona uniwersytetu.